Prawdziwy Hans Kloss mieszkał w Katowicach? Rozmowa z Andrzejem Ciecierskim, reżyserem filmu „Nazywam się Beljung, Mikołaj Beljung”
Czy pierwowzór Hansa Klossa mieszkał w Katowicach? Wiele na to wskazuje. O postaci Mikołaja Beljunga nie wiemy zbyt wiele. Jak na szpiega przystało, dbał o to, by otaczała go tajemnica. W Teatrze Śląskim w Katowicach odbyła się premiera filmu dokumentalnego „Nazywam się Beljung, Mikołaj Beljung” w reżyserii Andrzeja Ciecierskiego. Z reżyserem filmu rozmawia Kacper Jurkiewicz.
Mikołaj Beljung to osoba, o której się za dużo nie mówi. Kiedy po raz pierwszy trafił pan na tę postać? Dlaczego się nią zainteresował?
Andrzej Ciecierski: Opowieść o Mikołaju Beljungu pojawiła się po raz pierwszy podczas realizacji filmu o Zdzisławie Badosze. To był żołnierz 5. Brygady Wileńskiej Armii Krajowej, który urodził się w Dąbrowie Górniczej. Tworząc film „grzebałem” w różnych materiałach dotyczących Armii Krajowej i Żołnierzy Wyklętych. Wtedy przewinęło mi się nazwisko Beljunga jako jednego z członków Armii Krajowej w Katowicach. Oczywiście na zasadzie pewnej ciekawostki, która została odłożona na półkę.
Po zrealizowaniu filmu zaciekawiłem się tą postacią. Słowo szpieg zawsze jest pewnym magnesem. Któż z nas nie lubi filmów o szpiegu? Kto nie lubi rozwiązywania zagadek? Im bardziej wchodziłem w jego temat, tym bardziej byłem nim zafascynowany.
Jak długo trwał proces tworzenia filmu? Dużo czasu zajęło zbieranie materiałów?
Pewną dokumentację tego filmu zaczęliśmy robić pod koniec 2021 roku. To proces, który zaczyna realizację filmu. Trzeba zebrać informacje, trzeba wiedzieć, czy ktoś może o tym kimś coś powiedzieć, czy żyje jego rodzina. To trochę taka „dłubaninka” w archiwach, w muzeach, w instytucjach państwowych. Sprawdza się, czy posiadają różne dokumenty. Szukanie tych materiałów trwa od kilku miesięcy do pół roku. Realizacja filmu rozpoczęła się w maju 2022 roku. I trwała do stycznia 2023 roku.
Beljung to dość zagadkowa postać. Trudno jest znaleźć o nim wiele informacji. Czy poszukiwanie dokumentów na jego temat to było spore wyzwanie?
Muszę powiedzieć, że jego życiowa zagadka nie polega tylko i wyłącznie na tym, że najbardziej tajemniczy, tak się przynajmniej wydawało, będzie ten okres jego życia w czasie okupacji po przyjeździe do Katowic. Okazuje się, że nie mniej ciekawy jest też okres przed przyjazdem do Katowic, czyli jego lata dziecięce i młodzieńcze w Rumunii, Hiszpanii, Niemczech, w Legii Cudzoziemskiej. Trzeci etap jego życia, czyli powojenny, który wydaje się, że był taki spokojniejszy pozostawia jeszcze więcej zagadek. Jest ich naprawdę dużo i niestety niektórych po prostu nie da się obecnie rozszyfrować ze względu, że nie możemy na razie dotrzeć do dokumentów, które potwierdzałyby pewne fakty z jego życia, albo nie ma już osób, które mogłoby je potwierdzić.
Nie wszystkie tajemnice są pokazywane w naszym filmie. Ze swojej strony próbowaliśmy różnego rodzaju kierunków szukania. Były to m.in. różne archiwa polskie, tropy przyjacielsko-towarzyskie, rzeczy związane z jego pracą. Współpracowaliśmy także z konsulem honorowym Rumunii w Krakowie, który próbował pomóc nam dotrzeć do pewnych rzeczy, które mogłoby być związane z jego rodzinnym miastem Lugoj (dziś Rumunia). To takie miasto zamieszkiwane przez dużą mniejszość węgierską, z resztą Beljung mówił o sobie, że jest Węgrem. Niestety tam z dwóch instytucji dostaliśmy informacje, że nie ma żadnych papierów o rodzinie o takim nazwisku.
W bardzo wielu przypadkach okazuje się, że znalezienie jakiejkolwiek informacji o nim, nawet w polskich archiwach jest dziełem przypadku. Jestem wdzięczny instytucjom oraz osobom, które z nami współpracowały i się w to zaangażowały. Około 2 tygodnie temu otrzymałem maila od pracownika Archiwów Państwowych w Katowicach, który natknął się na kolejną wzmiankę o Beljungu w dokumentach. Okazało się, że to był dokument mówiący o tym, że został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi. Pewne rzeczy o Beljungu cały czas odnajdywane są przypadkowo.
Jaka jest pana teoria na temat tego, dlaczego zachowało się po nim tak mało informacji?
Śmialiśmy się z zespołem, że łatwiej byłoby nam, gdybyśmy robili film fabularny. W filmie dokumentalnym musimy pewne rzeczy uargumentować i uwiarygodnić. To niebywałe, oczywiście ocenę pozostawiam widzom, po realizacji tego filmu i przeanalizowaniu tych dokumentów, które widziałem, przeczytałem i przeanalizowałem - moje prywatne zdanie jest takie, że Mikołaj Beljung miał pełną kontrolę nad tym wszystkim, co działo się w jego życiu. To znaczy to, że nie ma po nim zdjęć, nie ma po nim dokumentów, nawet w archiwum rodzinnym nie ma jego zdjęć - to ni jest przypadek. On będąc polskim szpiegiem nauczył się, że im mniej o nim się wie, tym lepiej.
Tworząc film poznał pan jego postać, która jest skomplikowana i tajemnicza. Jaka to była osoba?
Mikołaj Beljung jest zagadką sam w sobie. Jego postępowanie jest brawurowe, czasem wręcz bym powiedział - przekraczał granicę igrania ze śmiercią. Trzeba znaleźć na takie działania wytłumaczenie. Wszystko wskazuje na to, że jego motywem działania była miłość do Elżbiety Orlińskiej, którą poznał w zakładzie fryzjerskim w Katowicach w 1941 roku. Później została jego żoną. Przynajmniej w tych dokumentach i wszelkiego rodzaju zachowanych rzeczach, które widziałem, nie ma innej argumentacji. Nawet wskazują na to opowieści jego znajomych.
To był człowiek o niesamowitym talencie aktorskim, improwizacyjnym. W jego postać wpisana była odwaga i brawura. Wszystko wskazuje na to, że okres wojenny wykształcił u niego pewne cechy, odnajdywania się w określonej sytuacji. Na pewno był bardzo inteligentny, świetnie radził sobie w sytuacjach kryzysowych. Często np. posługiwał się tym, że w różnych urzędach składał różne zeznania, przez co trudno było go zidentyfikować. Równie sprytnie poruszał się w tej rzeczywistości powojennej, a wcale nie było wtedy łatwiej. Pamiętajmy, że po wkroczeniu wojsk radzieckich do Katowic, Bejlung był volksdeutschem. On miał papiery niemieckie. Był osobą, która potrafiła radzić sobie w życiu.
Znamy co najmniej dwie jego tajne tożsamości. Czy dotarł pan do tego, jak to się stało, że nikt nie zorientował się, że to była ta sama osoba?
Opieram się na tym, co mówią historycy. Beljung miał autentyczne papiery. Pojedyncze akcje, gdzie członkowie wywiadu Armii Krajowej czy żołnierze przebierali się w mundury niemieckiej, robili akcje, one występowały - to był normalny element działania. Natomiast działanie na tak długim okresie w mundurze niemieckim czy nawet jako cywil, czy jako handlowiec austriacki - takich przypadków nie było, a jego, jakby wiarygodność opierała się moim zdaniem na trzech filarach.
Pierwszy to były autentyczne dokumenty. To nie były podróbki, tylko autentyczne blankiety z autentycznymi pieczątkami, a więc one nie wzbudzały w żaden sposób podejrzenia. Drugi to znajomość języka niemieckiego, którym władał perfekcyjnie. On potrafił mówić nawet dialektami. Wobec tego nie wzbudzał żadnego podejrzenia ze strony Niemców. No i trzeci filar to jego brawura, brak odczuwania strachu, nawet w sytuacjach igrania ze śmiercią potrafił do końca zachować zimną krew. On gdy wszedł do tego świata poznawał niemieckich oficerów i urzędników sukcesywnie. Przychodził do nich, przynosił im wódeczkę i inne alkohole, bywał na imprezach, więc stawał się wiarygodny.
W mediach podkreślano, że Mikołaj Beljung mógł być pierwowzorem dla postaci Hansa Klossa. Co pan na to?
W naszym filmie zawarliśmy ten wątek. Według kilku relacji to jest pierwowzór Hansa Klossa. Oczywiście opowiadania z serialu są wymyślone i w żaden sposób nie odzwierciedlają akcji, które wykonywał Beljung. Z resztą o nich też nie wiemy za wiele, bo zaledwie o 4-5 akcjach. Jeśli przyjmiemy, że on przez 2,5 roku był w mundurze niemieckim, to na pewno wykonywał ich dużo więcej. Jeden z autorów scenariusza przygód Hansa Klossa pochodził ze Śląska i znał Beljunga. Nawet sam Mikołaj Beljung zapytany o to, czy to on jest Hansem Klossem uśmiechał się i odpowiadał, że to nie jest takie proste.
Na czym najbardziej panu zależało podczas tworzenia tego filmu? Na którym aspekcie najbardziej się pan skupiał?
Film w dużej części skupia się na tej części okupacyjnej, bo ona jest najbardziej sensacyjna i zagadkowa. Jego całe życie było niesamowite. Opowiadamy też o tym, w jaki sposób znalazł się w Polsce i co działo się z nim po wojnie. Chcieliśmy podkreślić pewien element w jego okupacyjnym wątku. To, co robił podczas niego, nie było dziełem przypadku, ponieważ jego życie młodzieńca było też sensacyjne. On przewędrował całą Europę, znalazł się w Legii Cudzoziemskiej w Afryce, był dwa razy w niemieckim więzieniu. To postać, która nie siedziała na miejscu i nie pojawiła się w Katowicach przez przypadek.
Ustaliliśmy, że Beljung miał wiele talentów. Miał także restaurację na ulicy Mariackiej.
To jest dziwny fragment jego życia. Nigdy przed tym nie można znaleźć jakiejkolwiek wzmianki, że kuchnia była jego pasją. On skończył szkołę i pracował w drukarni, więc nie było to związane z gastronomią. Ni stąd, ni zowąd otworzył restaurację Hungaria na ulicy Mariackiej. Sprowadził do niej węgierskich kucharzy. Przez wiele lat uchodziła za taką ekskluzywną.
Dodam, że oprócz sprowadzania do Katowic kucharzy, sprowadzał także trenerów węgierskich, którzy pojawili się w klubach na Śląsku i w Zagłębiu w latach 50. i 60. Był też kimś w rodzaju menadżera trenerskiego (śmiech).
Mikołaj Beljung został pochowany w Katowicach. Udało się odnaleźć jego grób?
Baljung zmarł w 1974 roku, przeżyła go żona. Jego nagrobek jest trochę ukryty, znajduje się na cmentarzu przy archikatedrze. To nagrobek jego żony o innym nazwisku, a o nim jest tylko napis na płycie, która już została nadgryziona zębem czasu. Niesamowite jest to, że są trzy daty śmierci Beljunga.
To bardzo intrygujące.
Dokładnie. Akt zgonu podaje 16 maja, ale w niektórych przekazach jest napisana data 18 maja. Myślę, że to wynika z tego, że informacja dotarła do przełożonych później i nikt nie spojrzał na datę z aktu. Najciekawsze jest jednak, że na jego nagrobku znajduje się data 15 marzec. Nie wierzę, że ktoś na nagrobku pomylił datę śmierci. Nie ma takiej możliwości.
Nie wierzę w to, że ktoś przez tyle lat przychodząc na cmentarz nie zorientował się, że jest to zła data śmierci. To moim zdaniem kolejny raz udowadnia, że Mikołaj działał w życiu tak, żeby był problem z jego namierzeniem. Bo nawet jak ktoś zerknie na grób i pomyśli, że to jest Mikołaj Beljung, to stwierdzi, że to nie może być on, bo nie zgadza się data śmierci.
Czy dziś zachowały się po nim jakieś pamiątki, namacalne rzeczy, które możemy zobaczyć?
Nie ma pamiętników, nie ma żadnych zapisków. Mało tego, nie ma zdjęć. To jest niewiarygodne. Ja po raz pierwszy zrobiłem film z 12-14 zdjęć. Udało mi się je znaleźć w różnych miejscach. Ostatnie zdjęcia pozyskałem dzięki profesorowi Aleksandrowi Nawareckiemu z Katowic, którego ojciec i wujek byli przyjaciółmi Beljunga. W jednych z zapisków znalazłem informacje o tym, że mogą posiadać zdjęcie chyba z 1949 roku. Poprosiłem profesora, by poszukał w rodzinnych materiałach. W końcu odezwała się jego kuzynka, która znalazła u siebie to zdjęcie.
Beljung był także związany ze Stadionem Śląskim.
To jest o tyle niesamowite, że on po wojnie pracował jako trener drużyn piłkarskich, a ponadto był pierwszym dyrektorem Stadionu Śląskiego. Stadion otwiera przecież dyrektor i pierwszy sekretarz. Nie ma jednak go na zdjęciach z tak ważnego wydarzenia. Udało się znaleźć dwa zdjęcia z Górnika Radlin i Podlesianki Katowice, gdzie Beljung jest ze swoimi zawodnikami. Eugeniusz Lerch, piłkarz Ruchu Chorzów, mówił, że gdy drużyna robiła sobie wspólne zdjęcia to Beljung na nie najczęściej nie przychodził.
To, że tak mało się po nim zachowało wynika raczej z tego, że on czuwał nad tym, żeby nic nie było. Udało mi się dotrzeć do dokumentów w Urzędzie Marszałkowskim, w którym jest teczka personalna pracownika Mikołaj Beljung, jest tam data urodzenia czy życiorysy, ale w miejscu na zdjęcie - tego zdjęcia nie ma. Przypadek? Tutaj trzeba sobie samemu odpowiedzieć.
Czy ktoś z rodziny Beljunga jeszcze żyje?
Obecnie żyje jego córka. Jednak jej stan zdrowia jest bardzo ciężki. Jest po kilku poważnych chorobach. Nie mogliśmy więc skorzystać z jej wypowiedzi. Żałujemy, bo pewnie słyszała jakieś opowieści od ojca lub matki.
Gdzie będzie można obejrzeć dokument?
Film został wyprodukowany przez Telewizję Polską w Gdańsku dla TVP Historia. Myślę, że już niedługo obejrzymy go na antenie tego kanału. Później pojawi się na antenach kanałów Telewizji Polskiej, bo tak się to z reguły dzieje. Mam nadzieję, że również postanowi go pokazać TVP 3 Katowice. Widzowie zapewne będą mogli go obejrzeć później również w TVP VOD, bo po pewnym czasie większość filmów jest tam umieszczana.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.
Rozmowa z Andrzejem Ciecierskim, reżyserem filmu "Nazywam się Beljung, Mikołaj Beljung"
Nazywam się Beljung, Mikołaj Beljung. Film Andrzeja Ciecierskiego
Film dokumentalny to nie pierwszy raz, gdy dzięki kulturze ponownie przypomina się o Mikołaju Beljungu. W Teatrze Śląskim powstał spektakl o jego życiu i „przygodach”. Sztuka „What the heil?!” w reżyserii Bartłomieja Błaszczyńskiego to próba rekonstrukcji życiorysu tego tajemniczego bohatera śląskiego ruchu oporu podszywającego się pod SS-Manna, biznesmena, księdza czy kogo było trzeba. W rolę rekonstruktora Beljunga wciela się Michał Rolnicki/Bartłomiej Błaszczyński.
TVP Gdańsk na zlecenie TVP Historia zrobiła kolejny krok w odkrywaniu tajemnic życiorysu Beljunga, realizując film dokumentalny „Nazywam się Beljung, Mikołaj Beljung”, który został premierowo zaprezentowany w Teatrze Śląskim we wtorek 28 marca.
Andrzej Ciecierski
Andrzej Ciecierski urodził się w 1964 roku w Gdyni. To reżyser filmów dokumentalnych i reportaży, operator filmowy. Całe życie związany z rodzinnym miastem i regionem pomorskim. Absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi, po ukończeniu której otrzymał tytuł magistra sztuki. Od listopada 1986 roku jest pracownikiem TVP Gdańsk jako operator obrazu, a od kilku lat działa również jako samodzielny twórca i reżyser filmów dokumentalnych i reportaży na różne anteny TVP.
Ciecierski jest laureatem kilku nagród na przeglądach i konkursach dziennikarskich Telewizji Polskiej. Prezentował swoje dokumenty na kilku festiwalach, między innymi na Festiwalu Niepokorni Niezłomni Wyklęci w Gdyni oraz Zamojskim Festiwalu Filmowym "Spotkania z historią", gdzie otrzymał nagrodę w kategorii film dokumentalny. W swoich dokumentach i reportażach zajmuje się różnorodną tematyką, ale zawsze najważniejszy jest dla niego człowiek i jego losy pozwalające uchwycić ogólnospołeczne mechanizmy.
Mikołaj Beljung
Mikołaj Beljung urodził się 5 marca 1914 w miejscowości Lugoj. Był polskim szpiegiem Armii Krajowej. Jego ojciec był z pochodzenia Francuzem, a matka Niemką. On sam uważał się za Węgra. Do Polski trafił w 1940 roku, a do AK wstąpił w 1941 roku dzięki Elżbiecie Orlińskiej (łączniczka polskiego ruchu oporu) poznanej w Katowicach. Wiemy, że odgrywał role dwóch osób: SS-Obersturmführera Karla Heimbacha i przemysłowca z Wiednia Petera Androna.
Ożenił się z Elżbietą Orlińską. Pracował jako trener sportowy, był również pierwszym dyrektorem Stadionu Śląskiego. Posiadał także restaurację Hungaria, która znajdowała się na ulicy Mariackiej w Katowicach. Zmarł 16 maja 1974 w Katowicach.